czwartek, 28 kwietnia 2016

2 dni w Budapeszcie: 15-16 II 2016 cz.1

Krótka przerwa we wpisach na temat podróży po Bałkanach. Z racji tego, że zbliża się majówka i sporo osób wybiera się do Budapesztu, postanowiłam podzielić się relacją z mojego dwudniowego wypadu do stolicy Węgier, który odbyłam z przyjaciółką w ramach tegorocznych ferii. Może komuś z Was ten post pomoże w zaplanowaniu własnej wycieczki ^^


Po nocy spędzonej w autokarze, dojechałyśmy przed południem do celu podróży, następnie znalazłyśmy mieszkanie naszego hosta i po krótkim odpoczynku udałyśmy się pieszo na zwiedzanie. Pogoda była, jak widać, deszczowa, ale pomimo tej aury szarości stolica Węgier od razu przypadła nam do gustu. Wrażenie robiły monumentalne budynki, szerokie ulice i Dunaj przepływający przez środek miasta. Wszystko idealnie było widać z Góry Gellerta znajdującej się zaraz przy rzece. Żeby dostać się na sam szczyt trzeba nieźle się namachać, ale naprawdę warto!


5 minut bez parasola i moje włosy zaczynają rewolucję :P

Po zejściu na dół udałyśmy się wzdłuż Wzgórza Zamkowego. Ogrom Zamku Królewskiego poraża, szczególnie, jak stoi się u jego podnóży. Wraz z przyjaciółką zamierzałyśmy jakoś przedostać się na drugą stronę, ale końca drogi nie było widać. W końcu wyczerpane stwierdziłyśmy, że poszukamy czegoś ciepłego do jedzenia.



Trafiłyśmy na restaurację z naklejką TripAdvisor, przytulnym wnętrzem i nie jakoś bardzo wygórowanymi cenami (oczywiście nazwy nie pamiętam :P - ale znajdziecie ją w pobliżu Zamku w Budzie, czyli po zachodniej stronie miasta - powodzenia ;)) Przyjaciółka wzięła gulasz, który na Węgrzech nie jest drugim daniem, a zupą, ja coś w stylu gęstego bulionu z jarzynami i kawałkami kurczaka - oba bardzo dobre. Do tego przyniesiono chlebek i pastę z papryki, która zamiast mega ostra okazała się okropnie słona, a powiedziano nam, że mamy ją dodać do zup, które swoją drogą i tak były wystarczająco słone. Także uwaga, jeśli dostaniecie kiedyś w węgierskiej restauracji podobną :P


Po krótkim odpoczynku, klucząc uliczkami, udało nam się w końcu trafić na deptak nad Dunajem (szkoda tylko, że nie nad samą wodą, ale nad ulicą), skąd roztacza się widok na najpiękniejszy budynek i zarazem symbol miasta - Parlament.


Do Pesztu, gdzie miałyśmy nocleg, wracałyśmy wspaniałym Mostem Łańcuchowym <3



Po drodze, że tak powiem..trochę pobłądziłyśmy :P Ale dzięki temu natrafiłyśmy na wspaniałą Bazylikę Św. Stefana...



...posąg przyprawiający o zawał serca...


...i Wielką Synagogę.


Będąc już mega wyczerpane poczułyśmy nagle wspaniały zapach. Kierując się naszymi nosami natrafiłyśmy na budkę z Chimney Cake - przepysznymi węgierskimi ciastkami. Uzupełniły nasze zapasy energii, dzięki czemu w końcu trafiłyśmy do mieszkania :D Na zdj. - wersja z wanilią.


Nogi nam odpadały po całodniowym chodzeniu, ale znalazłyśmy w sobie jeszcze tę resztkę sił, żeby zwlec się z kanapy i pójść do Szimpla Kert - pierwszego ruin pub w stolicy Wegier. Co to dokładnie za miejsce? Zbudowane na starym podwórku między kamienicami, z prowizorycznym zadaszeniem, ale za to niepowtarzalnym klimatem. Na ścianach wisi wszystko, co wpadło właścicielom w ręce, gdzieś głębiej stoi nawet zderzak auta ozdobiony graffiti. Do tego tanie, dobre piwo. Idealne zakończenie 1 dnia w Budapeszcie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz