czwartek, 5 maja 2016

2 dni w Budapeszcie: 15-16 II 2016 cz.2

(Niestety nie udało mi się opublikować tego postu przed majówką, ale rozpoczęta opowieść musi przecież zostać dokończona ;))
Kolejny dzień spędzony w Budapeszcie przyniósł mnie i mojej przyjaciółce jeszcze więcej wrażeń. Zaczął się jednak relaksacyjne, czyli pobytem w termach :)



Stolica Węgier położona jest na wodach termalnych, o czym wiedzieli dobrze Turkowie, którzy zostawili po sobie na tych terenach m.in. Łaźnie Rudas. Znajdują się one pod Górą Gellerta (na zdj. powyżej) i to one były celem nr 1 drugiego dnia naszego pobytu. Ale term w Budapeszcie jest kilka np. w starym neobarokowym hotelu. My wybrałyśmy akurat Rudas ze względu na najniższą cenę ;) Miałyśmy kupić tańszy, poranny bilet, ale okazało się, że przysługuje nam studencki, całodniowy w jeszcze lepszej ofercie, czyli mniej niż 30 zł (ach, jak dobrze być studentem ^^). Był to akurat wtorek, czyli wstęp jedynie dla kobiet. W środku do dyspozycji specjalne kabiny do przebrania (na zdj. poniżej), sale z leżakami do odpoczynku i najważniejsze - 5 baseników z leczniczą wodą o różnej temperaturze, a wszystko to pod piękną, zieloną kopułą z kolorowymi szkiełkami <3 W termach, jak to za dawnych czasów, można paradować nago, z czego część pań (w większości tych starszych - no bo co mają do ukrycia :P) z chęcią korzystała, ale też w specjalnych fartuszkach, które dostaje się przy wejściu (czyli praktycznie też nago ;)) lub oczywiście w strojach kąpielowych. Ogólnie polecam, mega ciekawe przeżycie ^^


W drodze do łaźni szukałyśmy ratunku dla mojej przyjaciółki, którą strasznie obtarły buty i ledwo mogła chodzić. Okazały się nimi chińskie, ocieplane podróby Crocs'ów :D Przechodziła w nich cały dzień i nawet nie przemokły. Także, jeśli będziecie mieć kiedyś podobny problem, wiecie czego szukać ;)

Po kąpieli zawsze człowiek zgłodnieje...także czas na Chimney Cake :)


Cynamonowe najlepsze! <3

W drodze do naszego mieszkania minęłyśmy piękny budynek Opery


Popołudnie spędziłyśmy w towarzystwie naszego hosta, którego miałyśmy okazję poznać dopiero drugiego dnia (bo pierwszego klucze do mieszkania dał nam jego kolega). Jest jedną z najsympatyczniejszych osób jakie w swoim życiu poznałam :) Okazało się, że pochodzi z Peru, a w Budapeszcie kończy studia i pracuje. Akurat robił obiad, coś w stylu gulaszu, którym nas poczęstował, otwierając do tego jeszcze specjalnie dla nas butelkę węgierskiego wina. Rozmawialiśmy po angielsku przez ponad 2 godziny dzieląc się anegdotami na temat naszych ojczyzn i odwiedzonych przez nas krajów. Ogólnie nocleg w Budapeszcie był moim pierwszym doświadczeniem z airbnb i nie spodziewałam się, że będzie aż tak udany. Szczerze polecam, bo prócz szybkiego znalezienia taniego miejsca do spania, można też trafić na świetnych gospodarzy, którzy sprawią, że w obcym miejscu poczujemy się jak w domu :)

Wieczorem wybrałyśmy się z przyjaciółką na nasz ostatni spacer po pięknym Budapeszcie. Idąc tym razem "pesztańskim" nabrzeżem co rusz trafiałyśmy na jakieś rzeźby.



Znowu przekroczyłyśmy Dunaj Mostem Łańcuchowym i skierowałyśmy się do Baszty Rybackiej. Ośmielę się stwierdzić, że to "must see" w Budapeszcie. Piękna budowla, niczym wyjęta z bajki, pozwala nam też na zobaczenie panoramy miasta. Jak się potem dowiedziałyśmy, miałyśmy szczęście idąc tam wieczorem, bo wtedy wstęp jest darmowy.


Dziedziniec kryje cudowny neogotycki kościół św. Macieja



Kolejne "must see" - podświetlany nocą Parlament - jeszcze piękniejszy niż za dnia <3

Chyba najdłuższy most jakim szłam, czyli Most Małgorzaty

Jeszcze jeden zapierający dech w piersiach budynek - dworzec kolejowy

Po dłuuuugim spacerze dotarłyśmy w końcu na Plac Bohaterów. Nogi nam odpadały, ale powiem krótko - było warto. Po bokach placu stoją 2 muzea, ale głównym punktem jest oczywiście pomnik zbudowany z okazji 1000-lecia istnienia Węgier. Na cokole znajduje się postać Archanioła Gabriela, reszta rzeźb to węgierscy bohaterowie narodowi.


To nie był koniec atrakcji - za placem znajdowało się lodowisko (gdybyśmy miały więcej sił, pewnie byśmy  z niego skorzystały...)...

...następne muzeum, wyglądające niczym nawiedzony zamek...

...cyrk..

...najpopularniejsze łaźnie w Budapeszcie - Szechenyi...

...i ZOO.

Resztę czasu spędzonego w Budapeszcie zajęło nam wracanie do mieszkania, ogarnięcie swoich rzeczy (i siebie :P) i dotarcie na przystanek, skąd już pojechałyśmy do Krakowa. Podsumowując pokrótce: Budapeszt bardzo mi się spodobał i jest kolejnym miastem, do którego muszę kiedyś wrócić - tylko w jakimś cieplejszym i słoneczniejszym miesiącu niż luty ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz