Młody brytyjski matematyk, Alan Turing, zostaje zwerbowany do zespołu, którego tajną misją jest złamanie niemieckiego kodu Enigmy podczas II wojny światowej. Postanawia zbudować uniwersalną maszynę, która poradziłaby sobie z każdym szyfrem - pierwszy na świecie komputer. Ekscentrycznemu geniuszowi trudno jednak dogadać się z pozostałymi osobami z grupy, przez co naraża się na kłopoty. Sytuacja odmienia się, gdy dołącza do nich niezwykle inteligentna Joan Clarke.
Film "Gra Tajemnic" zaskoczył mnie swoją wielowymiarowością. Wydawałoby się, że to łamanie kodu Enigmy jest głównym wątkiem w całej tej historii, a to tylko tło dla jeszcze bardziej interesującego życiorysu genialnego matematyka. Reżyser nie wybrał najbardziej oczywistego sposobu, czyli chronologicznego ukazania wydarzeń, ale w odpowiednich momentach zastosował retrospekcje. Przez to film wciąga widza niczym dobre kino akcji, tylko bez brawurowych wyścigów i strzelanin. Już od pierwszej sceny postać Turing'a zaczyna intrygować, a z rozwojem fabuły, co raz więcej odkrywamy jego sekretów. Jednak "Gra Tajemnic" nie kończy się na ukazaniu biografii głównego bohatera (a już z pewnością nie szczegółowej), ale na poruszaniu tak ważnych problemów jak: nietolerancja, niesprawiedliwość, osamotnienie. Choć zakończanie jest przejmująco smutne, to w całości można znaleźć o wiele więcej momentów do śmiechu, niż do płaczu.