Po opuszczeniu Macedonii skierowaliśmy się ku stolicy Albanii - Tirany. Jechaliśmy przez piękne masywy górskie mając u stóp zupełnie inną rzeczywistość. Zanim przekroczyliśmy granice miasta, na jednej ze stacji benzynowych mogliśmy jeszcze za darmo zobaczyć jak wygląda tradycyjna, albańska chata.


Kraj, do którego wjechaliśmy, ma swoją własną specyfikę, wyróżniającą go na tle sąsiadów. Jego mieszkańcy posługują się językiem należącym do zupełnie innej grupy niż pozostałe języki bałkańskie, brzmiącym bardziej jak z jakiejś fantastycznej powieści (np. dziękuję wymawia się "faleminderit", czyż nie cudownie? <3). Ponad to islam jest tutaj dominującą religią, co widać choćby w architekturze. Inne charakterystyczne elementy Albanii? Kierowcy jeżdżący jak szaleni, pojazdy silnikowe "home-made"", na które czasem można się natknąć (ja miałam tylko raz okazję) oraz wszechobecne bunkry - wszystko to skutki rządów Envera Hodży, dyktatora, który był u władzy w latach 1944-85, aż do swojej śmierci. Sympatyzował z innymi komunistami np. chińskimi, by koniec końców w latach 70. odizolować państwo od wszelkich zewnętrznych wpływów. Albańczycy nie mogli wyjeżdżać z kraju, na ulicach nie było prawie aut (prócz tych należących do partyjniaków), a na początku lat 90. sklepy świeciły pustkami. Wszystko zmieniło się po pierwszych demokratycznych wyborach w 1991, kiedy nagle zapanowała wolność i państwo zaczęło gonić ku postępowi.
Oczywiście sama stolica też jest wyjątkowa. W tym mieście podziwia się socjalistyczną i współczesną architekturę, a nie zabytki, których ...praktycznie nie ma. Meczet Ethem Beja jest chyba najstarszym budynkiem, a został ukończony w 1821 r. Ale i tak robi wrażenie :)