Caleb, programista w jednej z większych korporacji, wygrywa loterię i zostaje zaproszony na tydzień do posiadłości swojego szefa. Nowoczesny dom położony na odludziu wśród pięknej, dzikiej przyrody, okazuje się jednocześnie laboratorium. Mężczyzna zgadza się wziąć udział w eksperymencie swojego pracodawcy i przetestować stworzoną przez niego sztuczną inteligencję.
To, co najbardziej niesamowite jest w "Ex Machinie" i towarzyszy widzowi nawet po zakończeniu seansu, to atmosfera niepokoju. Budowana jest od samego początku, odpowiednimi scenami i specyficzną ścieżką dźwiękową. Oglądając film, już na wstępie wiesz, że "coś się wydarzy", ale napięcie narasta powoli, a zakończenia nie można określić jako "oczywistego". "Ex Machina" to z pewnością dzieło minimalistyczne - nie ma tutaj spektakularnych wybuchów i scen walki, w które ostatnio sci-fi obfitowało. Jest za to niezwykła dbałość o szczegóły - widać to zarówno w miejscu akcji (willa niczym ekskluzywny bunkier w kontraście z dziką naturą), jak i przemyślanych dialogach. Film porusza istotne kwestie współczesnej cywilizacji: robotyzacji świata, ciągłego rozwoju technologicznego, dążenia do stworzenia zaawansowanej sztucznej inteligencji i konsekwencji takiego postępowania. A przez to, że fantastyczne elementy zostały ograniczone do minimum, scenariusz "Ex Machiny" wydaje się przerażająco prawdopodobny...