czwartek, 25 czerwca 2015

5 brytyjskich zespołów, które warto śledzić

5 poniżej zaprezentowanych przeze mnie kapeli pochodzących z Wielkiej Brytanii ma już na swoim koncie pierwsze sukcesy, ale z takim talentem są w stanie osiągnąć jeszcze więcej. Zacznijcie ich słuchać zanim zrobią to Wasi znajomi ;)



1. Royal Blood - zespół zadebiutował niedawno, bo w 2013 roku, ale już ma ogromne rzesze fanów i uznanie krytyków. Nic dziwnego, gdyż wśród zatrzęsienia indie rockowych kapeli, oni postawili na bluesowo - hardrockowe brzmienie. Co jeszcze bardziej zaskakujące, Royal Blood składa się jedynie z basisty, a zarazem wokalisty Mike'a Kerr'a oraz perkusisty Ben'a Thatcher'a. Każdy kawałek na ich debiutanckiej płycie wydanej w 2014 roku, to doskonały dowód na to, że oprócz 2 instrumentów i seksownego wokalu nic im więcej nie potrzeba.
Moje ulubione utwory: "Little Monster", "Out Of The Black", "Come On Over"


2. Nothing But Thieves - swoją działalność zaczęli 3 lata temu, a pod koniec tego roku ma się ukazać ich debiutancki album. Brzmieniem przypominają nieco Muse, a wokalista, Conor Mason podkreśla, że największy wpływ na jego śpiew miała twórczość Jeff'a Buckley'a. Do zespołu należą jeszcze: Joe Langridge-Brown (gitara), James Price (perkusja), Dom Craik (gitara) i Philip Blake (gitara basowa). Ich przepis na sukces? Dużo basu + seksowny, oryginalny wokal + dojrzałe teksty.
Moje ulubione utwory: "Itch", "Wake Up Call", "Lover, Please Stay"


3. Catfish & The Bottlemen - zespół założony w 2007 r. tworzą Van McCann (wokal, gitara), Johnny Bond (gitara), Jamie Blakeway (gitara basowa) i Bob Hall (perkusja). Ich młodzieńcza energia i surowe, indie rockowe brzmienie, sprawiają, że często porównywani są do Arctic Monkeys. Rok temu wydali debiutancką płytę, wystąpili na wielu europejskich festiwalach i nawet namówili aktora, Ewan'a McGregor'a, by gościnnie wystąpił w teledysku do ich utworu "Hourglass".
Moje ulubione utwory: "Kathleen", "Pacifier", "Hourglass"


niedziela, 21 czerwca 2015

"Złota Dama"

Uwielbiam twórczość Gustava Klimta. W swoim pokoju mam 2 plakaty z jego dziełami i kilka innych rzeczy. Dlatego, kiedy dowiedziałam się o filmie "Złota dama", w którym obraz austriackiego malarza jest jednym z głównych "bohaterów", od razu wiedziałam, że go obejrzę :)



Dzieło angielskiego reżysera Simon'a Curtis'a opowiada opartą na faktach historię Marii Altmann, która walczy z rządem austriackim o zwrot obrazu pędzla Gustava Klimta nazywany "Złotą Damą". Dla wielu jest to wielkie dzieło sławnego secesyjnego malarza, ale dla starszej kobiety to portret ukochanej ciotki Adele Bloch - Bauer, który został zrabowany przez nazistów z jej rodzinnego domu. W toczeniu tej ciężkiej batalii pomaga jej syn przyjaciółki, młody prawnik, Randol Schoenberg.

Ukazanie losów głównej bohaterki w "Złotej damie" to punkt wyjściowy do poruszenia trudnego tematu, jakim jest holocaust. Im bardziej rozwija się fabuła, tym więcej szczegółów z czasów młodości Marii się dowiadujemy i możemy lepiej zrozumieć motywy jej działania. Walka o cenny obraz jest bowiem jednocześnie walką o poczucie sprawiedliwości i zmierzeniem się z tragicznymi wydarzeniami z przeszłości. Reżyser sprawnie wplótł we właściwą akcję retrospekcje, odsłaniając biografię bohaterki kawałek po kawałku. Wyszła mu z tego niezwykle ciekawa, momentami zabawna i bardzo wzruszająca historia. No właśnie, tylko z tym wzruszeniem trochę przesadził. Mimo, iż nie raz łza mi się zakręciła w oku, to jednak czasami dało się wyczuć, że film jest "na siłę" ckliwy np. w końcowej scenie. To jedna z 2 rzeczy, która nieco psuje mi to dzieło.