niedziela, 1 grudnia 2013

"Django"

Mój sprawdzony sposób na chandrę i nudę? Klasyka, czyli popcorn (najlepiej z mikrofali ;)) + dobry film. Taki to zestaw zaserwowałam sobie wczoraj wieczorem, a do obejrzenia wybrałam dzieło Quentin'a Tarantino - "Django".


To nowoczesny western, którego akcja rozgrywa się w drugiej połowie XIX wieku w Ameryce, kiedy to jeszcze niewolnictwo było powszechnie praktykowane. Łowca nagród, Dr King Schultz (Chistoph Waltz), chce dopaść poszukiwanych braci Brittle, ale nie ma pojęcia, jak wyglądają. Wie to natomiast Django (Jamie Foxx) czarnoskóry niewolnik, któremu Schultz obiecuje wolność wzamian za pomoc. Mężczyźni łączą siły i tworzą bardzo zgrany duet w ściganiu i zabijaniu przestępców. Podejmują się misji wyswobodzenia żony Django, Broomhildy von Schaft (Kerry Washington), którą kupił bogaty plantator bawełny, Calvin Candie (Leonardo DiCaprio).






Najpierw trochę o postaciach. Jest w sumie 4 bohaterów, którzy przykuli moja uwagę. Oczywiście Django, odważny, sprytny i zdeterminowany, by uratować swą ukochaną; elokwentny, wrażliwy, choć nie mający oporów przed zabijaniem Dr Schultz oraz pewny siebie, psychopatyczny Calvin Candie. Najbradziej spodobała mi sie jednak postać starego kamerdynera Stephena, którego świetnie zagrał Samuel L. Jackson. Cięty język i zuchwałe zachowanie czynią go najzabawniejszym bohaterem.


Film, jak to western, ma wiele zwrotów akcji. Jednak to, co najbardziej mnie w nim zaskoczyło to nietypowe zabiegi np. śmieszna scenka w trakcie dokonywania zemsty na wrogach albo hiphop'owa piosenka jako podkład muzyczny. Podważają one patetyczny, westernowski klimat, co nadaje "Django" oryginalności. Całość mogłabym określić jako ciekawą, przerażająco - zabawną mieszankę. Jest krwawo i brutalnie, jak w "Bękartach Wojny", ale też pojawia sie sporo humoru. Świetne ujęcia ze zwróceniem uwagi na szczegóły przenoszą widza w sam środek akcji, a spektukalrna końcówka idelanie zwieńcza historię niewolnika, który złamał panujące w tamtych czasach zasady i stał sie wolny człowiekiem.


"Django" to film jedyny w swoim rodzaju, o którym nie sposób zapomnieć. Można sie na nim uśmiać, chociaż ja, jako wrażliwiec, ledwo co mogłam wytrzymać te brutalne sceny - dobrze chociaż, że nie trwały zbyt długo ^^












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz