Zacznę od krótkiego porównania tej części z poprzednimi filmami, w których wystąpił superbohater z młotem ;) W jedynce Thor był aroganckim wojownikiem, który za swój bunt został wygnany na Ziemię. Musiał jak najszybciej zrehabilitować się i odzyskać swoje dawne moce, by pomóc rodzinnej krainie Asgard, której groziło śmiertelne niebezpieczeństwo. W "Avengers'ach" był jednym z szóstki bohaterów, którzy ratowali naszą planetę przez zagładą. W "Thorze: Mroczny Świat" jest już odpowiedzialnym następcą tronu ratującym swoją ukochaną, Ziemię, Asgard oraz pozostałe światy. Nieźle, nieprawdaż? :)
Na drugą część przygód Thora czekałam z niecierpliwością i dlatego tez już w dniu premiery wybrałam się z przyjaciółmi do Imaxa. Zachwyciły mnie efekty specjalne - wszystko na ekranie wyglądało jak prawdziwe i to nie tylko ze względu na trójwymiar :P Było kilka świetnych zwrotów akcji, które zostawiały mnie i moich przyjaciół w stanie szoku. Do tego jeszcze pojawiały się zabawne dialogi albo sceny, przy których cała sala wybuchała śmiechem. Jedyne, czego mi brakowało to brak tego podniosłego nastroju, kiedy superbohater ratował wszechświat przed zagładą. Takiego "o rany, albo on zaraz pokona siły zła, albo to będzie koniec wszystkiego!".
Muszę jeszcze koniecznie napisać o aktorach i granych przez nich postaciach. Wbrew pozorom moim ulubionym bohaterem z filmu nie jest Thor, choć wcielający się w niego Chris Hemsworth super wygląda i ma seksowny głos ;) Największą miłością darzę Lokie'go (przyrodni brat Thora, a zarazem czarny charakter). Jest zabawny i nieprzewidywalny, a Tom Hiddlestone gra go znakomicie <3 Na uwagę zasługują również aktorki: Natalie Portman (Jane Foster) i Kat Dennings (Darcy Lewis).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz