To już końcówka mojego szalonego weekendu spędzonego większość czasu po za domem i obfitującego w wiele wrażeń. Najciekawsza była sobota, kiedy to brałam udział w warsztatach i gali z okazji rozpoczęcia Chińskiego Nowego Roku Konia organizowanych przez krakowski Instytut Konfucjusza.
Wszystko odbywało się w salach oraz na korytarzu Auditorium Maximum, budynku należącego do UJ-tu. Było sporo atrakcji dla dzieci m.in. kolorowanki czy nauka chińskich słówek. Każdy mógł poprosić o wykaligrafowanie swojego imienia po chińsku albo nauczyć się jeść pałeczkami - to jest trudniejsze niż się wydaje, nie wyobrażam sobie jak można łapać tym ryż :P
Plakat dotyczący różnych stylów zapisu chińskich znaków:
Prócz tego od 13 były prowadzone warsztaty, które zmieniały sie co pół godziny W jednej sali odbywały się zajęcia dotyczące języka, a w drugiej kultury Chin. Na tych pierwszych można było m.in. nauczyć się kilku słówek dotyczących Święta Wiosny, czyli obchodów Chińskiego Nowego Roku. Większość z nich prowadzili rodowici Chińczycy, więc mogłam wsłuchać się w akcent, który jest bardzo ważny. Do tego niektórzy z prowadzących zaskoczyli mnie tym, jak dobrze potrafią mówić po polsku, bo jak wiadomo nasz język też do łatwiejszych nie należy ;)
Następnie uczestniczyłam w rytuale parzenia herbaty. To ważna czynność dla Chińczyków praktykowana od wieków. Każdy gest ma tutaj znaczenie. Zgłosiłam się jako ochotnik do spróbowania pierwszego wywaru z zaparzonych liści. To była najlepsza herbata jaką kiedykolwiek piłam - niebiesko-zielona, z dobrze wyczuwalną nutą bezu. Na co dzień można taką dostać w herbaciarni Czajownia na ul. Józefa 25. Chyba za niedługo tam wpadnę ;)
Te warsztaty to był tylko wstęp przed najważniejszą częścią obchodów Chińskiego Nowego Roku Konia, czyli Wielką Galą. Rozpoczęła się ona od tradycyjnego tańca smoka południowego w wykonaniu zawodników Centrum Chińksich Sztuk Walki z Choy Lee Fut Polska. Nie powiem, całkiem efektowny :P
Na drugim instrumencie grał naprawdę utalentowany muzyk. Prócz chińskich utworów zaprezentował również polska piosenkę "Szła dzieweczka do laseczka", co było zabawną niespodzianką :)
I na koniec opowiem o najlepszej części tej gali, czyli występie mnichów Shaolin. To, co oni wyprawiali było po prostu NIESAMOWITE! Te wszystkie wykopy, ciosy, salta były tak szybkie i płynne, że przypominały taniec. Zaprezentowali m.in. kilka stylów kung fu: tygrysa, modliszki, orła, ropuchy, węża i małpy oraz walkę z użyciem tradycyjnej broni chińskiej - również z moim ulubionym nunchako (2 drewniane pałki połączone łańcuchem). Zresztą, oglądnijecie sami :
Kilka razy musiałam zbierać szczękę z podłogi np. jak mistrz Shaolin rozbił metalowy pręt o swoją głowę, albo jak przebił szybę za pomocą igły. I to nie była żadna ściema, bo wcześniej chodzili przy scenie i prezentowali publiczności, że wszystko jest prawdziwe. Wiem co mówię, bo siedziałam w drugim rzędzie ;)
Ogólnie po tych wszystkich sobotnich wydarzeniach jestem jeszcze bardziej oczarowana Chinami i mam większą motywację, by dobrze zdać maturę i dostać się na studia na filologię chińską. Na szczęście to nie koniec obchodów Święta Wiosny, bo 3 lutego w Instytucie Konfucjusza odbędzie się jeszcze koncert muzyki chińskiej. Koniecznie muszę tam być!
Boże, Chiny są takie śmieszne :D
OdpowiedzUsuńponiekąd tak ;) ale ogólnie to są zachwycające <3
Usuń