wtorek, 4 listopada 2014

Wycieczka do Londynu - 4 dzień

W niedzielę Londyn zwiedzaliśmy w trójkę - ja, mój brat i moja przyjaciółka. To był jedyny dzień, który mogliśmy spędzić razem, dlatego też zwolniliśmy nieco tempo i nie ganialiśmy tak od jednej atrakcji do drugiej. Co nie oznacza, że nie mieliśmy i tak wielu wrażeń ;)

Zwiedzanie zaczęliśmy bardzo nietypowo, czyli od pójścia do muzeum :P Tym razem była to National Gallery, która znajduje się na Trafalgal Square - placu, na którym, jak poinformowała mnie moja przyjaciółka, odbywa się większość londyńskich demonstracji.


W środku galerii oczywiście obrazy, które nawet mnie, miłośniczkę malarstwa przygniatały swoją liczebnością. Te kilka najważniejszych to:

"Martwa natura: obraz z piętnastoma słonecznikami"  Vincent Van Gogh

"Zimowy pejzaż" Caspar David Friedrich

"Wenus z lustrem" Diego Velazquez

...oraz "magiczny" obraz "Ambasadorowie" Hans'a Holbein'a (młodszego)


Po obejrzeniu ponad setki obrazów postanowiliśmy, że czas udać się gdzieś, gdzie będziemy mogli posiedzieć wśród zieleni. Po drodze wstąpiliśmy do naszej ulubionej kanapkarni, a stamtąd, dzierżąc kubki z kawą, udaliśmy się do Hyde Park'u.


Ten kultowy londyński park od razu urzekł mnie swoim wyglądem i atmosferą totalnego relaksu. To nie tylko ogromna zielona przestrzeń z alejkami, ale również spore jezioro z rowerkami wodnymi, rzeźby, łuki, fontanny...Co kilka metrów można znaleźć coś ciekawego.



Zmierzając już w stronę wyjścia, natknęliśmy się na stałych mieszkańców Hyde Parku - wiewiórki. Z zaciekawieniem nas obserwowały w ogóle nie okazując strachu i czekały aż damy im jakieś orzechy. Moimi waflami ryżowymi pogardziły :P



Po wizycie w parku moja przyjaciółka zabrała nas do jednego z jej ulubionych miejsc w Londynie - "graffitowego tunelu" w dzielnicy South Bank, niedaleko London Eye. Miejsca, które nieustannie się zmienia i w którym, każdy, kto ma farbę w sprayu, może popuścić wodze fantazji. Z jednej strony to dobrze, że jest taka artystyczna dowolność, z drugiej jednak, często naprawdę ładne graffiti zostaje zamalowane bohomazami.


Zdecydowanie mój faworyt! <3

Niedzielę zakończyliśmy na rozmowach w typowo brytyjskim barze niedaleko Oxford Street. Oczywiście ja z bratem zamówiłam popularne w Anglii ale, czyli odmianę piwa pozyskiwaną z drożdży górnej fermentacji - muszę przyznać, że naprawdę smaczne ^^




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz